niedziela, 16 września 2012


Kapelusz, filiżanka, fajka do opium, popielniczka, pióro, kałamarz…
wydobywam z pamięci. Moje pierwsze spotkanie z Indochinami miało
tę wartość. Było jak uroda przedmiotów pojedynczych.
Wybrzeże Wietnamu nie znało jeszcze wtedy plastikowej
torebki. Cokolwiek należało przenieść, niesiono w wyplatanych koszach.
Cały kraj jechał na rowerze. I w rikszy.
Czas stu milionów motocykli Honda miał dopiero nadejść.

Czemu wybieram to, co w zdumiewający sposób zdaje mi się zarazem
ulotne i trwałe, zawsze przed tym, co daje świadectwo dynamice moich czasów?
Czemu nie potrafię być kronikarzem współczesności, a potrafię jedynie tęsknić?
W fotografii i w reportażu trzeba być raperem, a ja jestem najczęściej głosem fado.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz