sobota, 17 grudnia 2011

Były to wagony osobowe, jakie już dawno wycofano z ruchu, do każdego przedziału z obu stron prowadziły drzwiczki, a wzdłuż całego wagonu ciągnął się długi stopień. Niemal przy każdych drzwiach znajdował się brunatny ślad zakrzepłej krwi. Zaglądałem do przedziałów, wszędzie było jednakowo: na podłodze rozbite szkło, grzebyki, guziki wyrwane wraz z materiałem, cały rękaw od bluzy wojskowej, zakrwawione kalesony, chusteczka nasiąkła kiedyś krwią, porozrzucane figurki szachowe, plansza do gry w "chińczyka", długi bandaż i kolorowy balonik dziecięcy.                        Podniosłem jeden z listów, z odciśniętym śladem buta wojskowego z gwoździami na podeszwie. List zaczynał się od słów: "Mein lieber Schnucki Pucki..." i kończył się - "Deine Luise". Obok odciśnięte dziewczęce usta. Z kąta śmiał się do mnie rozsznurowany but z wyciągniętym językiem. Na podłodze leżały dwie nieżywe wrony.                    Kiedy wróciłem ze szpitala, panowały takie mrozy, że w lasku za naszym miasteczkiem, dokąd zlatywały się stada wron i kruków, drzewa obwieszone były czarnymi ptakami, błyszczały w popołudniowym mroźnym słońcu, a kiedy zbliżyłem się do zagajnika, zobaczyłem tysiące kruków na ziemi, wokół każdego drzewa, jak przejrzałe śliwki-węgierki, zagajnik pełen martwych ptaków - i te co siedziały na gałęziach, były martwe, nawet one nie żyły, zamarzły we śnie.

środa, 17 sierpnia 2011

Ach, migotliwa tętnica nicości

Droga numer 4, droga numer 1, droga numer 13, czerwone i białe światła, linie na asfalcie ciągnące się w nieskończoność, miraże w lusterkach, blask rozpuszczony w gorącym, czarnym powietrzu, rozjazdy, zielone tablice z nazwami, obwodnice i wiadukty, sploty asfaltowych wstążek, wśród których biją serca miast, sznury ciężarówek jak kolosalne pociągi, ciągnących za sobą pasma smrodliwego cienia, błędne ogniki obłąkańców lewego pasa. Tak, tak, ostateczna samotność autostrady, gdy przez kilka godzin nie widać żywej duszy, jedynie skondensowane człowieczeństwo z jego obsesyjną potrzebą ruchu i zwycięstwa nad nieskończonością. Nic, tylko płaskie profile, ledwo cielesne plamy za szybami, ogniki papierosów albo dłubanie w nosie. Chyba że trafia się na stację benzynową, gdzie wszyscy wyglądają na zmęczone potencjalne ofiary i ożywionych ruchliwych rzezimieszków, a ślepe cielska ciężarówek na tle granatowego nieba przypominają wielkie głazy.  To wszystko jest ledwo żywe, jakby zużywało resztki sił, i jednocześnie martwe, mechanicznie niczym perpetuum mobile, którego celem pozostaje przetrzymanie wieczności. (...) Ach, migotliwa tętnica nicości, ach, wspomnienie najstarszych czasów, gdy byliśmy na świecie bezdomni, gdy przestrzeń przerażała ogromem. Teraz irytuje nas nieuchwytnością.

sobota, 23 lipca 2011

Panegoistyczna skrajność myśli jest dokładnie takim samym paradoksem co przeciwna skrajność materializmu. Jest ona tak samo wystarczająca w teorii i tak samo zabójcza w praktyce. (...) Człowiek, który nie wierzy własnym zmysłom, jest równie szalony jak człowiek, który nie wierzy niczemu oprócz własnych zmysłów. Dowodem ich szaleństwa nie jest błąd w rozumowaniu, lecz to, że najwyraźniej błądzą w życiu. Obaj zamknęli się w swoich pudełkach, pomalowanych od wewnątrz w słońca i gwiazdy; żaden nie potrafi wydostać się na zewnątrz: pierwszy - w przestrzeń zdrowego, szczęśliwego nieba, drugi - w przestrzeń zdrowej i szczęśliwej ziemi. Ich stanowisko jest rozsądne, a nawet więcej - jest nieskończenie rozsądne, tak jak moneta trzypensowa jest nieskończenie okrągła. Istnieje jednak poślednia nieskończoność, tak jak istnieje podła i niewolnicza wieczność.

sobota, 9 lipca 2011

Co kraj, to obyczaj

"A co wasz premier czyta?", pyta mnie niemiecki wydawca. "Mój premier - odpowiadam - obecnie czyta wyłącznie to, co w tytule zawiera słowo sondaż lub Smoleńsk". Niemiecki wydawca wie, co się pod Smoleńskiem wydarzyło, dlatego milczy kulturalnie przez dziesięć-dwadzieścia-trzydzieści sekund. Niemiecki wydawca jest tak kulturalny, że gotów milczeć jeszcze przez godzinę, a ja aż tyle czasu nie mam: chcę zapalić papierosa. Żeby przerwać kulturalne milczenie, mówię: "Mój premier w nosie ma literaturę. Woli grać w piłkę. Piłka jest okrągła, a książka prostopadłościenna. Jak kopniesz, co dalej poleci?", pytam."U nas trudno zostać kanclerzem, kopiąc piłkę", mówi wreszcie niemiecki wydawca."A u nas trudno zostać premierem, czytając książki".

piątek, 8 lipca 2011

Za każdym razem, kiedy budzę się ze specyficznym drapaniem w gardle i pokładami śluzu spływającego doń, usilnie próbuję sobie przypomnieć z kim piłam z jednej butelki zeszłej nocy. Bezskutecznie!

wtorek, 5 lipca 2011

Bycie wariatem

Bycie wariatem na wsi ma jedną ogromną zaletę: żadna sąsiadka nie próbuje mnie ożenić ze swoją wnuczką. Dzięki temu oszczędzam sporo czasu. Gdy zamieszkałem na wsi i nie byłem jeszcze wariatem podług dobrosąsiedzkiej definicji, ciągle chcieli, żebym zawarł z kimś związek małżeński, żebym klepnął sakrament, żebym po chrześcijańsku PRZYBIŁ PIĄTKĘ demografii. Mówiłem sąsiadom, że jestem Żydem, licząc na wrodzony polski antysemityzm. Nie podziałało. Mówiłem sąsiadom, że Boga nie ma, licząc na wrodzony polski katolicyzm. Nie podziałało. Podziałało dopiero, kiedy powiedziałem, że zarabiam na życie PISZĄC KSIĄŻKI. Wtedy moi dobrosąsiedzi uznali, iż wariat jestem i szkoda na mnie marnować całkiem udane i stuprocentowo niezamężne wnuki.

niedziela, 3 lipca 2011

Nie róbmy tego idiotycznego błędu

Riess pyta: - Co pani czuje przed podróżą do Niemiec? Jaki jest pani stosunek do Niemców?
- Niemcy! Jak ja nienawidzę tych ogólnych haseł. Przecież nie istnieje coś takiego jak Niemcy, Amerykanie, czy Francuzi! Wszędzie są dobrzy i źli ludzie. Nie róbmy tego idiotycznego błędu i nie traktujmy wszystkich jednakowo - odpowiada Dietrich.

wtorek, 28 czerwca 2011

Tajemnica tkwi w drzewie

Drzewo, podobnie jak Księżyc, jest symbolem umierania i odradzania się, odejścia i powrotu. A więc nadziei. Drzewo traci liście, żeby zyskać nowe. Przypomina cykliczną budowę Wszechświata. Pestka Wielkiego Wybuchu eksploduje i rozrasta się, by po przekroczeniu punktu krytycznego zapaść się na powrót w siebie, wytwarzając ciśnienie zdolne do następnego wybuchu, który zapadnie się w siebie, by wybuchnąć na nowo ad infinitum. "Tajemnica tkwi w drzewie" - rzeczywiście i symbolicznie, gdyż drzewo to oś świata jednocząca niewidzialne w korzeniach, dotykalne w pniu i nieosiągalne w koronie.

Innego raju nie ma

Bosch, wpatrzony w nas nieustępliwym okiem sowy mówi: "Innego raju nie ma, tylko ten, który sami sobie stworzycie tu, na Ziemi, podczas krótkiego żywota, nie sądząc, a oglądając go szeroko rozwartym okiem, bez zmrużenia powiek, obejmując go spojrzeniem i dłońmi, dotykając bliźnich i ścian, przedmiotów i zwierząt, pieszcząc ich gładkie, suche, wilgotne i szorstkie powierzchnie, smakując miąższ owoców, bowiem są wam dozwolone. W ogrodzie rozkoszy nie ma zakazów. Są niepotrzebne. Absolutna wolność czyni nas równymi Bogu i nie ma kar za zrywanie jabłka. Bowiem nie można już niczego więcej się dowiedzieć. Zarówno Dobro, jak i Zło zostało poznane   i obezwładnione, i straciło swoją rozgraniczającą moc".

Za dużo myślenia

Nie nauczyłeś się jeszcze, że za dużo myślenia sprawia, że człowiek staje się zagubiony i nieszczęśliwy?
~  Don't let your brain go to your head



Próbujesz...

Próbujesz wyobrazić sobie, jak ty byś się modlił, gdybyś tylko potrafił. Ukląkłbyś na ziemi, wyciągnął ręce ku niebu, i co dalej? Prawdopodobnie byś milczał lub zaczął mniej więcej tak: "Dobry Boże, dzięki za wszystko, co dla nas uczyniłeś na tym cudownym świecie. Dziękujemy Ci, lecz nie skorzystamy z przysługi. Wszak wolimy kaleczyć się i osiadać na codziennych mieliznach. Wszak wolimy zasypiać z garścią piasku w ustach. To niezdarne ciało, które nam dałeś, nie pozwala na odczucie rozkoszy, a zamulone głowy ciążą ku ziemi. Przeraźliwie boimy się śmierci, toteż przywykliśmy umierać za młodu, chociaż nasze ciała grzebane są dopiero po latach. Nie umiemy kochać. Nie umiemy nawet pomóc sobie..."