Przede wszystkim kapsułki, pastylki, tabletki. Bywały miesiące odmierzane rytmem kolorowych konstelacji na mojej dłoni, konstelacji, które wrzucałem do ust i zapijałem wodą. Konstelacji tabletek różnego kształtu: idealnie okrągłe, spłaszczone jak moneta, podłużne; różnej wielkości: niewiele większe od główki szpilki, jak ziarnko grochu, jak głupi jaś; różnego koloru: przeważały biele, czerwienie i błękity. Nigdy nie spotkałem się z szarymi tabletkami, jak gdyby szare tabletki nie miały mocy pokolorowania życia. Te wielobarwne galaktyki leków powinny rozpuścić się w moim żołądku, a potem, od środka, nadać zdrowy kolor mojemu ciału, myślom i życiu.
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Ignacy Karpowicz. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Ignacy Karpowicz. Pokaż wszystkie posty
środa, 25 stycznia 2012
Z nauk o człowieku wierzę jedynie w zmarginalizowaną farmakologię...
wtorek, 5 lipca 2011
Bycie wariatem
Bycie wariatem na wsi ma jedną ogromną zaletę: żadna sąsiadka nie próbuje mnie ożenić ze swoją wnuczką. Dzięki temu oszczędzam sporo czasu. Gdy zamieszkałem na wsi i nie byłem jeszcze wariatem podług dobrosąsiedzkiej definicji, ciągle chcieli, żebym zawarł z kimś związek małżeński, żebym klepnął sakrament, żebym po chrześcijańsku PRZYBIŁ PIĄTKĘ demografii. Mówiłem sąsiadom, że jestem Żydem, licząc na wrodzony polski antysemityzm. Nie podziałało. Mówiłem sąsiadom, że Boga nie ma, licząc na wrodzony polski katolicyzm. Nie podziałało. Podziałało dopiero, kiedy powiedziałem, że zarabiam na życie PISZĄC KSIĄŻKI. Wtedy moi dobrosąsiedzi uznali, iż wariat jestem i szkoda na mnie marnować całkiem udane i stuprocentowo niezamężne wnuki.
Subskrybuj:
Posty (Atom)