sobota, 23 lipca 2011

Panegoistyczna skrajność myśli jest dokładnie takim samym paradoksem co przeciwna skrajność materializmu. Jest ona tak samo wystarczająca w teorii i tak samo zabójcza w praktyce. (...) Człowiek, który nie wierzy własnym zmysłom, jest równie szalony jak człowiek, który nie wierzy niczemu oprócz własnych zmysłów. Dowodem ich szaleństwa nie jest błąd w rozumowaniu, lecz to, że najwyraźniej błądzą w życiu. Obaj zamknęli się w swoich pudełkach, pomalowanych od wewnątrz w słońca i gwiazdy; żaden nie potrafi wydostać się na zewnątrz: pierwszy - w przestrzeń zdrowego, szczęśliwego nieba, drugi - w przestrzeń zdrowej i szczęśliwej ziemi. Ich stanowisko jest rozsądne, a nawet więcej - jest nieskończenie rozsądne, tak jak moneta trzypensowa jest nieskończenie okrągła. Istnieje jednak poślednia nieskończoność, tak jak istnieje podła i niewolnicza wieczność.

sobota, 9 lipca 2011

Co kraj, to obyczaj

"A co wasz premier czyta?", pyta mnie niemiecki wydawca. "Mój premier - odpowiadam - obecnie czyta wyłącznie to, co w tytule zawiera słowo sondaż lub Smoleńsk". Niemiecki wydawca wie, co się pod Smoleńskiem wydarzyło, dlatego milczy kulturalnie przez dziesięć-dwadzieścia-trzydzieści sekund. Niemiecki wydawca jest tak kulturalny, że gotów milczeć jeszcze przez godzinę, a ja aż tyle czasu nie mam: chcę zapalić papierosa. Żeby przerwać kulturalne milczenie, mówię: "Mój premier w nosie ma literaturę. Woli grać w piłkę. Piłka jest okrągła, a książka prostopadłościenna. Jak kopniesz, co dalej poleci?", pytam."U nas trudno zostać kanclerzem, kopiąc piłkę", mówi wreszcie niemiecki wydawca."A u nas trudno zostać premierem, czytając książki".

piątek, 8 lipca 2011

Za każdym razem, kiedy budzę się ze specyficznym drapaniem w gardle i pokładami śluzu spływającego doń, usilnie próbuję sobie przypomnieć z kim piłam z jednej butelki zeszłej nocy. Bezskutecznie!

wtorek, 5 lipca 2011

Bycie wariatem

Bycie wariatem na wsi ma jedną ogromną zaletę: żadna sąsiadka nie próbuje mnie ożenić ze swoją wnuczką. Dzięki temu oszczędzam sporo czasu. Gdy zamieszkałem na wsi i nie byłem jeszcze wariatem podług dobrosąsiedzkiej definicji, ciągle chcieli, żebym zawarł z kimś związek małżeński, żebym klepnął sakrament, żebym po chrześcijańsku PRZYBIŁ PIĄTKĘ demografii. Mówiłem sąsiadom, że jestem Żydem, licząc na wrodzony polski antysemityzm. Nie podziałało. Mówiłem sąsiadom, że Boga nie ma, licząc na wrodzony polski katolicyzm. Nie podziałało. Podziałało dopiero, kiedy powiedziałem, że zarabiam na życie PISZĄC KSIĄŻKI. Wtedy moi dobrosąsiedzi uznali, iż wariat jestem i szkoda na mnie marnować całkiem udane i stuprocentowo niezamężne wnuki.

niedziela, 3 lipca 2011

Nie róbmy tego idiotycznego błędu

Riess pyta: - Co pani czuje przed podróżą do Niemiec? Jaki jest pani stosunek do Niemców?
- Niemcy! Jak ja nienawidzę tych ogólnych haseł. Przecież nie istnieje coś takiego jak Niemcy, Amerykanie, czy Francuzi! Wszędzie są dobrzy i źli ludzie. Nie róbmy tego idiotycznego błędu i nie traktujmy wszystkich jednakowo - odpowiada Dietrich.